To było tuż przed wielkim kryzysem.
Rok 2006. Blake był zmęczony pracą nad kolejnym biznesem. Śmiertelnie potrzebował urlopu. Zaczynał już swój czwarty start-up, który miał być żyłą złota młodego przedsiębiorcy. Wszystko szło całkiem nieźle z platformą DriversEd Direct, mającą pomagać w nauce jazdy samochodami hybrydowymi. Pracy miało być coraz więcej. Więc jeśli urlop to teraz.
Zabrał jeden plecak, buty na zmianę i wyjechał. Ale te wakacje potoczyły się zupełnie inaczej niż planował… Zdruzgotały jego plany i diametralnie odmieniły jego podejście do życia.
Blake pojechał do Argentyny. Miał całkowicie zanurzyć się w lokalnej kulturze. Miał uczyć się tańczyć tango, grać w polo i popijać Malbec, chodząc w popularnych tam butach alpargata. Nic więcej. Żadnego myślenia o pracy. O pieniądzach. O wspólnikach. O tym wszystkim co zostawił w USA.
Co prawda, jak przystało na człowieka szukającego okazji za każdym rogiem, przeszła mu przez myśl idea skopiowania tych nieziemsko wygodnych butów na rynek amerykański. Ale tylko przez moment. Przez małą chwilę. Był przecież na wakacjach. Kontynuował więc swój kurs tango. Było pięknie. Dzień za dniem mijał w błogim odpoczynku, zajadając się najlepszymi stekami na świecie.
Kilka dni przed odlotem spotkał przypadkiem pewną kobietę. Też była amerykanką. Organizowała jakiś charytatywny marsz, żeby nazbierać butów dla argentyńskich dzieci. Zwykła rzecz. Opowiedziała mu o pewnym problemie. Otóż niesamowicie dużo tamtejszych dzieci nie miało butów. Chodziły boso. Niby nic wielkiego.
Chłopaka coś jakby tknęło. Szybko postanowił zobaczyć problem na własne oczy. Przełożył powrót do domu. Odwiedzał kolejne wioski. Takie położone z dala od wielkich miast pełnych pędzących samochodów i cykających sobie zdjęć turystów. To, co tam zobaczył totalnie go zdruzgotało. Łzy same napływały mu do oczu. Czegoś takiego jeszcze nie widział.
My wszyscy słyszymy, ale przechodzimy obok. Udajemy, że tego nie ma, puszczamy mimo uszu. To nas przecież nie dotyczy. Dopiero śmierć małego dziecka pokazana, gdzieś ukradkiem zmusza do jakiejś refleksji. Nie myślimy przecież, że to czyjeś dziecko, czyjś jedyny braciszek. Że jakaś matka w Etiopskiej wiosce nie mogła powstrzymać od śmierci maleńkiej istoty, której jeszcze niedawno z takim zniecierpliwieniem wyczekiwała. Że nie mogła zapewnić czegoś tak banalnego jak szklanka mleka i kromka chleba. Mogła tylko patrzeć jak małe dziecko gaśnie, zasypia powoli… Nie biega jak każdy normalny maluch, stopniowo poznający coraz to nowe słówka i dzieląc się ze światem swoją radością z każdego przelatującego motyla. A jego jedyną winą było to, że urodziło się nie w tej części świata, co trzeba. Bo kim byśmy byli gdybyśmy też urodzili się w małej etiopskiej czy argentyńskiej wiosce?
To coś tak absurdalnego, że nie mieści się w naszych europejskich społecznych normach. Przerasta nasze umysły.
Bo jak można umrzeć z głodu?
A dane UNICEFu mówią, że 7.5 miliona dzieci cierpi dziś z powodu skrajnego niedożywienia.
I Bogu dzięki, że ktoś stąd ruszy się tam, gdzie to się dzieje. Zobaczy, pokaże, zacznie uświadamiać, że świat nie jest tak kolorowy, jak ekrany naszych telefonów.
Blake tak właśnie zrobił. Pojechał. Nie zobaczył głodu.
Ale zobaczył coś równie absurdalnego. Zobaczył tłumy dzieci i ich bose stopy. Stopy pokryte ropiejącymi pęcherzami. Pełne niezagojonych ran, strupów i wrzodów. Ran do których z łatwością wdzierały się infekcje. Stopy, które krwawiły. Bolały.
A dzieci w tym wszystkim uśmiechały się do nieznajomego.
Poruszony tym wszystkim Amerykanin wściekł się na siebie.
– Muszę coś z tym zrobić – szepnął w myślach.
Pierwsze, co przyszło do głowy to fundacja. Taka instytucja, która będzie zbierać datki i fundować tym dzieciom buty. Albo dostawać buty od wielkich sieci handlowych. Albo jeszcze coś.
Ale Blake szybko zrozumiał, co może być gorsze od chodzenia bez butów. To chodzenie w zbyt ciasnych butach. Ów kobieta, spotkana kilka dni wcześniej, uświadomiło mu coś bardzo ważnego. Otóż fundacje muszą polegać na łasce darczyńców. A Ci dają to, czego im zbywa. Czego mają w nadmiarze.
Jeśli dostaniesz 100 par butów o numerze 32 to takie musisz wziąć. To nic, że któreś dziecko ma akurat stopę o rozmiarze 34. Ale dzieci cieszyły się na sam widok butów. Kończyło się to tym, że chodziły w zbyt małych lub w zbyt dużych butach. A darczyńca mógł się pozycjonować jako filantrop w ubogich krajach. Bo i tak coś z nadmiarem produkcji zrobić musiał. Win-Win? Raczej Win-Part Win.
Zresztą z dnia na dzień każdy darczyńca może zacząć politykę kosztową i zwyczajnie się zmyć. A obudzone nadzieją dzieci pozostaną. Blake zrozumiał, że fundacja to kiepski pomysł. Potrzeba było czegoś lepszego. Czegoś stabilnego. Czegoś, gdzie mógłby kontrolować dostawy i numery butów. Tak, żeby każde dziecko dostało dokładnie takie buty, jakich potrzebuje.
I olśniło go!
For profit biznes!
Dlaczego nie stworzyć firmy, która będzie produkować buty? Firmy jak każda inna. Działającej dla zysku. Ale firmy, która za każdą sprzedaną parę butów przekaże drugą parę jednemu, bosemu dziecku w Argentynie?
I tak też zrobił. Na bazie argentyńskich butów alpargata Blake zaczął produkować buty własnej koncepcji, przeznaczone na rynek amerykański. Tak powstał ten pomysł.
Tomorrow’s Shoes – TOMS. Buty lepszego jutra.
I wiecie co?
Ludzie zakochali się w tej historii. I w tych butach. Były stylowe, kolorowe, wygodne i trwałe.
Po tym jak zorganizował produkcję, dostawy i te wszystkie logistyczno-biznesowe aspekty zaczął o tym opowiadać. Każdy kupował ten pomysł. Gdzie by się nie pojawił. Przyjaciele sami zaczęli szukać dla niego kupców. Los Angeles Times od razu opublikował historię i misję firmy TOMS. Koncept rozchodził się z prędkością światła. Zamówienia zaczęły same spływać.
Brzmi zbyt kolorowo?
Może i tak. Ale tak było. Choć nie zabrakło trudnych momentów. Po publikacji historii TOMS w Los Angeles Times jednego dnia spłynęło ponad 2000 zamówień.
Ilość par w magazynie?
160.
Obiecany termin dostawy?
4 dni.
Co zrobił z tym problemem Blake?
Szybko zatrudnił kilku praktykantów, którzy w błyskawicznym tempie mieli zadzwonić albo wysłać maila do tych wszystkich klientów z przeprosinami, że tym razem ich buty dotrą nieco później. Kilka tygodni później. Klienci nie odeszli. Tylko jeden zrezygnował z zamówienia.
Pierwszego lata TOMS sprzedał 10 000 par butów, ze znikomym budżetem na reklamę.
Do końcu roku 2012 firma TOMS przekazała prawie 2 miliony butów dla dzieci z rozwijających się krajów całego świata.
Blake miał po drodze jeszcze wiele przygód. Sprzedał swoją poprzednią firmę, by totalnie skupić się na TOMS i butach. Kolejne gazety zaczęły pisać o firmie. To wszystko sprawiło, że firma zaczęła rosnąć. Zorganizował coroczną akcję „Jeden dzień bez butów”, gdzie zachęca się by każdy chodził boso przez jeden dzień. Tak, żeby poczuć ten problem. Miliony ludzi co roku biorą w tym udział. Najbliższy akcja 10 maja 2018.
Ta firma to coś więcej niż biznes i pieniądze.
Kurs e-mailowy, w którym w ciągu 7 dni poruszam 7 najważniejszych obszarów zarządzania zespołem. Dowiesz się m.in. jak wyznaczać cele, jak podnosić motywację zespołu, jak integrować zespół i budować zaangażowanie, ale też jak zadbać o siebie i swój work-life balance. Dołącz za darmo.
Dlaczego nie zakładamy podobnych firm?
Bo tradycyjny model przewiduje najpierw stworzenie dochodowego biznesu. A później, ewentualnie, otwarcie fundacji charytatywnej, bo już człowiek nie radzi sobie z wydawaniem tych pieniędzy.
A może by tak od samego początku wpisać pomaganie w misję powstającej firmy?
Ale jakoś tak boimy się, że jeśli coś damy to nam zabraknie. Blake Mycoskie stworzył coś, czego nie było. Miał wielką potrzebę stworzenia własnego biznesu. Zdecydował, żeby ten biznes coś dawał. Od samego początku. Wypracował genialny, nie byle jaki produkt. Stworzył prosty model „jeden za jeden„. Zaczął o tym mówić. Sprzedawał już nie produkt, a historię. A jego klienci od samego początku chcieli być częścią tej historii. W mojej opinii genialnej historii. A kryzys finansowy, który wybuchł tuż po otwarciu TOMS przeszedł gdzieś obok.
Pomyśl o tym, kiedy będziesz otwierał swój biznes…
A buty TOMS możesz kupić też w Polsce. I męskie i damskie.
Więcej informacji o TOMS i pomysłodawcy znajdziesz na ich stronie.
I to kolejna historia o udanym biznesie, który rozpoczął się od butów. Przypadek?
Odpowiedz