Kiedy zacząłem pierwszą poważną pracę, na czwartym roku studiów, miałem jeden cel w głowie.
To była taka jedna rzecz, która miała pomóc mi wracać codziennie do domu z bananem na twarzy i poczuciem, że jest ok. Że jest tak, jak ma być.
Ta rzecz?
Rozwijać się!
Nieustannie się rozwijać. Chłonąć wiedzę, uczyć się, zjadać książki, popijać kursami, a na deser dobijać czytaniem branżowej prasy.
I nie mów, że nigdy Cię to nie dopadło.
To nic, że zielonego pojęcia nie miałem kim będę i co będę robił. Na wszelki wypadek uczyłem się wszystkiego, bo przecież nie wiadomo kiedy zaproponują pozycję Krzyśka Jarzyny ze Szczecina.
No i było tak…
Ktoś kazał mi zrobić pivoty. Co?! Jakie piwo? Dopytałem, że chodzi o tabele przestawne. Uff. Coś kojarzę. Dobra. Excel. Kto w biznesie, jakimkolwiek, nie śmiga w cyfrach?
No to zabrałem się za śmiertelnie intensywne kursy Excela. Przeczytałem pół internetu. Przejrzałem z tysiąc kilo youtuba. Tabelki, formatowania, funkcje czworonożne, ośmioręczne, solvery i histogramy.
No, ale tylko Excel?
Makra! Tak!
Nie wiem, co to, ale wiem, że pomaga.
Kupiłem książkę. Pochłonąłem w tydzień. Dokupiłem kurs online. Zasypiałem przy nim. W międzyczasie ciągle ten Excel. Ciągle coś tam.
Potem dowiedziałem się, że jest jakaś taka metoda, która uczy jak naprawiać procesy. Brzmi nieźle. Każdy chce naprawiać, cerować, ulepszać.
Biorę.
Znowu łykam kurs po kursie. Czytam, szukam, szperam. Gdzieś w międzyczasie jeszcze statystyka. Też się nauczę, bo to jakoś tam związane.
Znać Excela, a nie znać statystyki? No wstyd.
To był już czwarty priorytet...
Dorzuciłem sobie jeszcze naukę Photoshopa, Illustratora i chyba coś jeszcze. Na dokładkę.
6 priorytetów.
Sześć tematów, wszystkie ważne i wszystkie trzeba porządnie zaplanować, powtarzać, praktykować, myśleć o tym.
Ale wiesz, co jest w tym śmiesznego?
Że możesz mieć tylko jeden priorytet.
Jeden.
Jeśli chcesz czegoś nauczyć się tak na serio, to musisz mieć jeden priorytet. Nie da się skupić na 5 rzeczach jednocześnie.
Dlaczego?
No bo, jeśli z założenia poświęcisz 20% na każdą z tych rzeczy to zakładam, że z 5 godzin jakie Ci pozostaną w trakcie dnia na jakąkolwiek naukę poświęcisz po godzinie na każdą z tych aktywności, tak?
Guzik prawda!
Bo robisz sobie przerwy, resety itp.
To nie tylko o naukę chodzi. Mówię też o wszelkich dodatkowych, grubszych sprawach do załatwienia, które trwają dłużej niż 15 min.
Możesz mieć mózg Einsteina i skończyć fizykę kwantową, ale wydajność to wydajność, a zmęczenie to zmęczenie.
Załóżmy nawet, że w pierwszym tygodniu robisz wszystko na pełnych obrotach. I faktycznie dajesz radę spędzić godzinę na jednej z pięciu aktywności. Starasz się, motywujesz, gadasz do lustra i stajesz na głowie, bo uprawiasz jogę.
W tygodniu numer dwa odpuścisz jedną z tych teoretycznie pięciu godzin. A bo listonosz zadzwoni, a bo Magda Gessler śmiesznie rzuci garnkami, a bo dzieciątko chce dziś dłużej poczytać książeczkę.
Nim się zorientujesz zaczniesz poświęcać nie 20% a 5 % uwagi na każdy z tych priorytetów.
Przestaniesz robić progres taki, jaki sobie wymarzyłeś.
Będziesz się denerwować, że nic nie idzie. I powoli, powolutku zaczniesz rezygnować z tych swoich kursów, nauki, rozwoju i całej tej świetlanej przyszłości, którą sobie spisałeś w noworocznych postanowieniach, czy jakich tam jeszcze.
A co trzyma Cię w postanowieniach?
Progres!
Właśnie ten fakt, że idziesz w czymś do przodu. Jakiś widzialny efekt tego całego wysiłku.
Wczoraj nie znałeś 100 słówek z włoskiego, a dziś znasz już 102. W kolejnym tygodniu zaczniesz klecić pierwsze zdania, potem zrozumiesz co trzecią zwrotkę z piosenki Bocelli’ego itd.
I to Cię motywuje. I to magicznie sprawia, że trwasz w postanowieniu nauki.
A jeśli jesteś na diecie i po miesiącu waga nie drgnęła to co?
To odpuścisz.
Bo ten progres tylko sprawia, że nie strzelisz książką i wagą o ścianę.
Nie ma progresu. Nie ma motywacji.
Nie ma progresu i zaczynasz myśleć, że jesteś beznadziejny. Że nic nie idzie, że nie potrafisz, że jesteś kiepski jak duży fiat po remoncie.
A prawda jest taka, że wcale tak nie jest!
Z Tobą jest wszystko ok.
Tylko za dużo priorytetów naraz.
Znasz to?
Wiesz jak to się nazywa?
To konflikt priorytetów.
To taki moment, w którym zmuszasz się i zmuszasz do czegoś. Do jednego celu dorzucasz i dorzucasz kolejne.
Podzieliłeś swoją energię na zbyt wiele kawałków. Zbyt dużo drobniutkich elementów, które mają dostać solidną dawkę Twojej mocy.
A to tak nie zadziała. Nie tak.
Chcesz faktycznie w czymś pójść o krok do przodu? Chcesz zobaczyć progres i zwyczajnie wytrwać w tym, co sobie postanawiasz?
#1 Ustal PRIORYTET, nie PRIORYTET-Y
To może dotyczyć życia prywatnego, zawodowego, nauki i czego chcesz.
Wybierz jedną rzecz, w jednym okresie czasu, której się poświęcisz. Czy to nauka języka, czy to kurs pisana makr, czy rozwój swojej aktywności w social media.
Ja nie wrzuciłem okruszka nawet artykułu przez ostatnie parę tygodni, bo mi się remont zaczął! Przechodziłeś przez to? Polecam. Już rozumiem dlaczego nazywa się to wykończeniówką. Bo wykańcza właścicieli.
No nie byłem w stanie kontrolować bloga i tych setki wyborów klamek i parapetów. Musiałem coś odpuścić. Na chwilę.
Dlatego ustal początek, oczekiwany koniec i rób tylko to.
Nie wiesz jak ustalić ten priorytet?
Są dwie metody.
Pierwsza
Zrób szybką analizę. Wypisz te 5, 10 ważnych priorytetów. A potem sam oceń od 1 do 5 które z nich będą mieć największy wpływ na Ciebie i na Twój rozwój. Które są najszybsze do zrobienia, najtańsze i które będą choć trochę przyjemne. Tak sobie to podziel.
Możesz nawet użyć tego prostego pliku, który dla Ciebie przygotowałem.
Druga
Przypomnij sobie, co było pierwszym pomysłem, na który wpadłeś, a co pojawiło się potem. Ten pierwszy pomysł będzie najlepszy. Coś jak FIFO.
#2 Wyrzuć wszystko, co nie jest na top liście
Możesz uczyć się i robić 5 rzeczy na raz. No jasne, że możesz. Ale jeśli Twoja to-do list rozszerza się codziennie, jak potwór ze Stranger Things to musisz coś zrobić.
Możesz wybrać jedną z opcji:
- Nie spać w ogóle
- Wstawać o 5:00 i zyskać kilka godzin
- Uczyć się po 18:00. Najlepiej do 24:00
Zdecyduj.
Jest też zupełnie inne wyjście.
Wykreśl wszystko, co faktycznie nie jest priorytetem. I za każdym razem niech zapala Ci się czerwona lampka, kiedy mówisz sobie: „kurczę muszę jeszcze…”
#3 Przywróć szacunek kwadransom
A jeśli nie możesz ograniczyć się do jednego priorytetu, tylko koniecznie musisz mieć trzy to zróbmy inaczej.
Jest taki malutki wycinek czasu, a tak niedoceniany. Możesz spotkać się kwadrans po 9:00 albo wyjść na piwo kwadrans przed 20:00.
Ale żeby coś efektywnego zrobić w trakcie jednego kwadransa?
Nie…
Godzina to tak. Dwie godziny spoko. Dedykować całego siebie na pełne godziny ok, ale kwadrans?
A właśnie w ciągu 15 min można zrobić wiele.
Bo większość kursów jest podzielonych na odcinki do 15 min. Jeden kwadrans, jeden krok do przodu. Naucz się robić coś w trakcie kwadransa.
Zostało Ci 15 min do spotkania? Nie leć po kawę. Nie myśl, że to za mało czasu na cokolwiek.
Zawsze możesz próbować łapać wszystkie sroki za ogon. Ale to powiedzenie nie powstało bez powodu.
Ja wpadłem w taki konflikt dawno temu. Ostatecznie wyrzuciłem połowę spraw na kiedy indziej i faktycznie znam dziś dobrze VBA i kumam statystykę w biznesowym wydaniu.
Fajnie, że chcesz się rozwijać. Że chcesz robić dużo, angażować się w każdy nadarzający się projekt, być mądrzejszy od wszystkich. Ale musisz zacząć nad tym panować. Nie każdy genialny pomysł warto realizować od razu. Bo ostatecznie dobrze nie zrobisz niczego.
A to chyba nie o to chodzi, prawda?
Do sukcesu dążyć po cichu aby to efekty krzyczały.
Święte słowa ?