Tęsknisz za tym. Przyznaj.
Tęsknisz za tymi czasami. Za tym jednym, jedynym dniem w roku. Tym wieczorem, w którym mama wchodziła do Twojego pokoju, całowała w czoło i z delikatnym uśmiechem mówiła „Dobranoc”. Po czym gasiła światło i zamykała bezszelestnie drzwi. Ty zostawałeś sam i robiłeś wszystko, by zasnąć. Jak najszybciej. Jak najprędzej. Bo wiedziałeś, że rano obudzisz się z prezentem pod poduszką, w skarpecie, czy bucie. Małym podarkiem, który w magiczny sposób tej nocy przyniesie starszy, miły pan.
Przecież kilka dni wcześniej…
…zostawiłeś na oknie niezdarnie napisany list ze swoimi marzeniami. Z tymi wszystkimi sprawami, przedmiotami, które w tamtym czasie, miały wynieść Cię na szczyt drabiny szczęścia.
List znikał następnego dnia. Św. Mikołaj musiał tam być.
I te emocje. Ta niepewność. Co dostaniesz. Czy wszystko? Czy tylko część? A jeśli tylko część to, czy to przez te panie na poczcie? ;) Tak strasznie nie mogłeś się doczekać. Nie mogłeś zasnąć z tego uniesienia.
I nikomu nie dałeś sobie wmówić, że sanie latające po niebie mogą mieć małą rację bytu z powodu szalejącej grawitacji, i że renifery to też, tak rzadko raczej biegają po niebie, a żeby ten grubszy pan mógł zmieścić się do komina to musiałby przecież zrzucić co nieco. Nie kupowałeś tych wszystkich dziwnych i nieprawdziwych argumentów, które chciały Ci wcisnąć co bystrzejsze dzieciaki z podwórka.
Nie. Bo ta wiara w tę nieziemską postać dawała Ci przecież tyle emocji. Tyle nadziei. Ta noc była tak niesamowita. Po prostu nie mogłeś dopuścić myśli, że to może być nieprawda.
I dobrze.
U mnie ta wiara nie sprawiła wcale, że w dorosłym życiu mam jakieś wady nabyte w psychice, które teraz oddziałują na moje społeczne interakcje. Albo że mniej ufam rodzicom, bo nie mówili mi tak do końca całej prawdy. I nie słuchałbym takich filozofów jak David Kyle Johnson, który twierdzi, że opowiadanie dzieciom bajek o Mikołaju pobudza łatwowierność, ogranicza zaufanie i wręcz rozleniwia.
Moje dziecko będzie wierzyć w św. Mikołaja. Już co nieco słyszało.
To wspaniała i dobra postać. Wzór do naśladowania. Jak można o nim nie uczyć?
A co, jeśli powiem Ci, że wcale nie był takim grzecznym, starszym dziadziusiem jak Ci się wydaje?
Że nie był tak grzeczny jak wszystkie dzieci, którym przynosi prezenty?
No to posłuchaj.
Jedna z legend o prawdziwej, historycznej postaci, jaką był biskup Miry Mikołaj mówi o pewnym wydarzeniu.
Jest rok 325. To czasy panowania Imperium Rzymskiego, a obecnych terenów Polski jeszcze nawet nie zamieszkują żadne plemiona.
W tym roku cesarz Konstantyn Wielki zwołuje Sobór Powszechny w Nicei. Było to pierwsze tego typu wydarzenie w historii. Bardzo ważne dla rozwoju chrześcijaństwa. Wtedy to ustanowiono m.in. czas obchodzenia Wielkanocy. Miała odtąd wypadać w pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej pełni Księżyca.
Na soborze pojawia się około 250 biskupów. W tym biskup Mikołaj. W pewnym momencie do głosu dochodzi prezbiter aleksandryjski o imieniu Ariusz. W swoim przemówieniu zaczyna podważać boskość Jezusa. Nie zgadza się też z równorzędnością Trójcy Świętej. Prowadzi długi wywód próbując udowadniać swoje tezy. Na sali wybucha oburzenie. To, co mówił Ariusz było ewidentną herezją. Biskupi aż zatykają uszy. Nie mogą słuchać takich głupot. Dyskusja robi się niezwykle gorąca.
W pewnym momencie biskup Mikołaj wstaje z miejsca. Podchodzi spokojnie do Ariusza i…
…uderza go w twarz!
Na oczach wszystkich. Ten podobno aż upadł na ziemię, ale zdążył jeszcze oddać biskupowi. Złamał mu szczękę.
Co jak co, ale takie zachowanie nie przystoi biskupowi. Mikołaj zostaje wtrącony do lochu i pozbawiony godności biskupiej. Nie wie, co teraz go czeka. Bronił przecież tylko swojej wiary. Okazuje się jednak, że wielu uczestników soboru miało podobny sen. Opisują, że zobaczyli we śnie samego Jezusa wręczającego Mikołajowi Ewangelię. Widzieli też obok Maryję, która zakładała mu omoforion – szatę, która była noszona tylko przez biskupa.
Po tym śnie wszyscy postanawiają przywrócić Mikołaja do swojej godności.
Archeolodzy po latach potwierdzili nawet złamanie szczęki u świętego.
Może kiedy następnym razem Mikołaj zapyta Twoje dziecko, czy było grzeczne wypadałoby doprecyzować „…a w jakim sensie?„.
Bronić swoich wartości trzeba zawsze. A co Ty byś zrobił gdyby ktoś obrażał Twoje dziecko, mamę, żonę i wszystko to, w co wierzysz? Mikołaj zwyczajnie pokazał czego czasem wymaga obrona wartości. Był na pewno ciekawym przywódcą.
I przyznaj, nie lubisz teraz Mikołaja trochę bardziej?
Ja tak.
P.S. Jeśli ten post przypadkiem czyta jakieś dziecko, to wszystkie drogie dzieci pamiętajcie, że przemoc to nie jest rozwiązanie. Nie wolno bić. Wszelkie kłótnie trzeba załatwiać poprzez rozmowę i dyskusję, a na końcu trzeba podać sobie rączki. Dobranoc
Odpowiedz