Widzisz subtelną różnicę między lampą gazową a super energooszczędną żarówką Philipsa? Albo jakiś rozwój w medycynie od czasów, kiedy ktoś wynalazł te słuchawki, wiszące na szyi lekarza?
Zauważyłeś jakąś zmianę na mapie Europy od czasów upadku Napoleona w 1815 roku? A czy muzyka nie zmieniła się choć troszeczkę od epoki Chopina? No, albo czy przypadkiem nie zmienił się sposób komunikacji między ludźmi od wynalezienia telegrafu? W ciągu tych 200 last trochę się pozmieniało, co?
A 8-godzinny dzień pracy został! Przez 200 prawie lat.
Jak to możliwe?
Wszystko poszło do przodu, a ta żelazna zasada stoi w miejscu, jak waga po Twoich usilnych próbach odchudzania.
Zacznijmy od początku…
Jak to było kiedyś?
1000 lat prawie lat temu przeciętny rolnik pracował 8 godzin dziennie. Ale tylko w lecie. Wiosną i jesienią nie dobijał do 5 godzin, a w zimie bywało, że nie pracował w ogóle. Nie fajnie?
Parę wieków później John Kay, dumny mieszkaniec najbogatszego wówczas kraju świata, wpadł na genialny pomysł. Wymyślił Latające czółenko. To był sprzęt, który zautomatyzował produkcję tkanin. A z tkanin robiło się ciuszki. Tak jak i dziś. Wyrzucił z rynku praktycznie wszystkie ręczne zakłady tkackie. Na ich miejsce powstawiał manufaktury. Coś, jak inwazja zachodnich hipermarketów w Polsce po ’89. Małe sklepiki padły. Tak też było z ręcznymi producentami tkanin.
Co robili Ci biedni, mali przedsiębiorcy?
Zamykali zakłady i szli pracować w fabryce. Za psie pieniądze rzecz jasna. Te fabryki rosły jak grzyby po deszczu. Używały supernowoczesnych maszyn parowych. Każdy produkował więcej i więcej. Ludzie kupowali. Rosła konsumpcja. Rosła konkurencja. I rosło zapotrzebowanie na pracowników-robotów. Manufaktury doszły w końcu do pracy 24/7.
A pracownicy?
Oni musieli pracować ciężej i ciężej. 10-16 godzin dziennie było zupełną normą. Sześć dni w tygodniu. Od wschodu do zachodu. Tzw. „sun up sun down”. Taka to była rewolucja.
Kasa była tak słaba, że mimo tej udręki i potu czoła ciężko było dociągnąć do pierwszego. Zatem rodzice wysyłali do pracy w manufakturach swoje pociechy. No, każdy pracować musiał. Dzieciaki też. Nikt tam o szkole nie marzył. Rzecznika Praw Dziecka nie było. Brr… włos się jeży.
Ale pojawił się bohater!
Pewien jegomość, o nazwisku Owen, zaczął drapać się któregoś dnia po głowie i wymyślił. Wpadł na pomysł genialny.
8 godzin pracy, 8 godzin rekreacji i 8 godzin odpoczynku!
Był rok 1817.
Który dziś mamy?
Tak! Dokładnie w tym roku możemy świętować 200 lat odkąd ktoś wpadł na pomysł 8-godzinnego dnia pracy. Ale banerów na mieście nie widzę. Może chociaż jakiś marsz?
Ale hola, hola.
W tym 1817 roku nikt tego człowieka i jego bzdurnego pomysłu nie brał na poważnie. Ówcześni biznesmeni pukali się w czoło.
8 godzin? Oszalał! To doprowadziłoby do jakiejś katastrofy gospodarczej przecież – mówili.
Dopiero po 30 latach ktoś łaskawie się ulitował. Ale tylko nad kobietami i dziećmi. Od tego czasu mieli pracować już „tylko” po 10 godzin dziennie. 6 dni w tygodniu.
Brawo! Idziemy do przodu. Przypomnę, że tamtejsze rodziny nie posiadały zmywarek, pralek, robotów kuchennych i odkurzaczy, co same jeżdżą. Obowiązki domowe zajmowały nieco więcej czasu niż dziś.
Potem minęła jeszcze jedna dekada. I kolejna. I jeszcze jedna. Wprowadzono jakieś prawo w USA w 1886, którego nikt oczywiście nie przestrzegał. Coś tam niby miało być, że 8 godzin. Że coś. Ale ogólnie to nic.
Dopiero pan Henryk wziął to sobie na poważnie. Fabryka Forda w 1914, jako jedna z pierwszych nie dość, że faktycznie skróciła dzień pracy do 8 godzin to jeszcze podwoiła pensje!
Efekt?
Bankructwo?
Nie!
Po dwóch latach zyski poszybowały w górę dwukrotnie. Wtedy się zaczęło. No boom, jak po tym, gdy pierwszy Kowalski trafił szóstkę w Totka. Wszyscy zaczęli w to grać. Całe kraje zaczęły wprowadzać nowe, rewolucyjne prawo. Sto lat prawie odkąd biedny Robert Owen po raz pierwszy narysował swój billboard.
Czyli widzisz. Tak oficjalnie to większość krajów dopiero cały wiek po tym, jak Owen wyskoczył ze swoim pomysłem, faktycznie wprowadziły prawo, które ktoś zaczął przestrzegać. W państwowych i prywatnych firmach. I ciągle mówimy o czasach, kiedy tonął Titanic, a Piłsudski robił przewrót majowy.
Serio nic się nie zmieniło?
Jak to wygląda teraz?
No pracujemy te 40 godzin.
Polacy prawie najwięcej. Jesteśmy drugim, najdłużej pracującym narodem w Europie. Statystyki OECD z 2016 mówią, że harujemy średnio 39.9 godzin w tygodniu. Wyprzedzają nas tylko Turcja, Kolumbia, Meksyk, Kostaryka, Chile i Izrael. Nawet Amerykanie mniej pracują, bo średnio 38.6 godzin. No nie wspomnę o Francji – 36.1 albo o Niemczech – 34.5. Nasi sąsiedzi wypełniają swój zawodowy obowiązek, pracując średnio prawie jeden dzień na tydzień krócej!
Czy są biedniejsi?
Sam sobie odpowiedz…
Czy serio to czas decyduje o jakości pracy?
Ktoś już odważył się to zakwestionować. Nazywał się Tony Schwartz, amerykański dziennikarz i autor wielu książek biznesowych. Ten pan, z kolei nakłania do zarządzania energią. Nie czasem. Energią. Hm…
Uważa, że człowiek zarządza czterema rodzajami energii. I jeśli któraś jest ok, a są braki w innej no to pracownik efektywny nie będzie.
No, bo to trochę tak jest, że chce się człowieka „umaszynowić”, a ten pan raczył zauważyć jedną, prostą rzecz.
Maszyna pracuje liniowo, a człowiek pracuje w cyklach. W sensie, może i on bywa efektywny, ale tylko w pewnych momentach. Nie cały czas. Nie bez przerwy.
No niby banalne.
Schwartz twierdzi jeszcze, że przeciętny Malinowski skupić się może na jednej rzeczy przez nie dłużej niż 90-120 min. Weźmy, że średnio 100 minut. Tyle możesz robić jedno i to samo efektywnie.
Udaje Ci się to?
Potem przerwa. Ale nie taka 5-cio minutowa. Potrzeba minimum 20 min, żeby mózg się zregenerował i wrócił do pełnej efektywności. Bo możemy kazać siedzieć i nie wstawać od biurka przez 5 godzin. Ale po co? Ktoś wierzy, że można być skupionym przez taki szmat czasu?
Badania mówią same za siebie. W Vouchercloud przeprowadzili swego czasu ankietę. Zadali brytyjskim pracownikom proste pytanie: „Co robisz w pracy?”
Wyniki?
To badanie pokazało, że przeciętny pracownik jest skupiony na pracy przez mniej niż połowę czasu jaki w niej spędza.
Co przeciętny szef może zrobić z taką wiedzą?
Po pierwsze trzeba zrozumieć, czy u pracownika wszystko ok. Czy wszystkie wymienione wcześniej rodzaje energii są dobrze zarządzane. Czy nie ma problemów osobistych, zdrowotnych czy jeszcze innych. Bo to wszystko ma wpływ na jakość jego pracy. Czyli prowadząc swoje spotkanie w cztery oczy spróbuj zrozumieć, czy u pracownika wszystkie te cztery obszary są ok. Czy może pomocy nie potrzebuje. Dnia urlopu. Czy czegoś jeszcze może.
A po drugie trzeba pomóc mu planować zadania na kolejne 1.5 godziny, a nie kolejne 8 godzin. Czyli planować krótkie cykle.
Pamiętasz Jetsonów?
George, ojciec tamtej rodziny z przyszłości, chodził do roboty 3 dni w tygodniu i pracował po 2 godziny. Głównie zajmował się wciskaniem przycisków. Jeszcze jak narzekał, że tyle haruje.
Źródło obrazka: link
Bo założenie było takie, że technologia poprawia komfort życia człowieka. Jego balans między życiem prywatnym i zawodowym miał być lepszy. No miał.
Sam John Keynes przewidywał, że ludzie pod koniec XX wieku będą pracować 15 godzin tygodniowo. Bo tak będzie technologia rozwinięta. Co do tego drugiego dużo się nie pomylił.
Czy możemy marzyć o pracy krótszej niż sztandarowe 8 h?
Jasne, że tak.
Już chyba każdy słyszał o eksperymencie w Szwecji. W jednym z domów seniora obniżono opiekunom czas pracy do 6 godzin, a w innym utrzymali 8 godzin. Pensje bez zmian. Wyniki świetne dla tych pierwszych. Lepsza koncentracja i poziom zadowolenia. Mniej zwolnień lekarskich i wyższy realny czas pracy.
Kolejne firmy eksperymentują. Zrobiła to też szwedzka Toyota i kilka innych tamtejszych firm. Drugi miliarder świata też nawołuje do pracy 33 godziny w tygodniu. Podobnego zdania jest Richard Branson.
Moja żona, na przykład, skróciła swój etat do 7 godzin. Tak drogie Panie. Po urodzeniu dziecka i powrocie do pracy macie do tego prawo. W okresie urlopu wychowawczego, którego nie wzięłyście możecie skrócić etat do nawet 4 godzin dziennie. Oczywiście zarabiacie mniej.
I moja współmałżonka właśnie skróciła go o 1/8. Ale poziom szczęścia wzrósł o przynajmniej 4/8. Mówi, że ta jedna godzina tyle jej daje. Że tyle ma czasu więcej. Że tyle rzeczy może zrobić po pracy. A przy okazji zdąży w pracy zrobić to wszystko, co robiła pracując 8 godzin.
Podsumowując
Tak. Będziemy pracować mniej niż 8 godzin dziennie.
To będzie kolejny krok rozwojowy świata. Patrząc na historię potrwa to jeszcze jakieś 40 do 100 lat. Choć może to być szybciej niż myślimy. Twórcy Jetsonów założyli, że już w 2062 roku będziemy pracować tylko kilka godzin w tygodniu. Wtedy odgrywa się akcja kreskówki.
Czas pracy zostanie skrócony. To będzie też jedyna metoda na zmniejszenie rosnącego w bogatych krajach bezrobocia. Maszyny zastępują ludzi, a przecież jakoś Ci biedni ludzie muszą zarabiać, żeby kupić produkt zrobiony przez tę maszynę. Bo będzie dziura w tym kółku.
Będziemy pracować. Ale krócej. Ciekawiej.
A Wy co o tym myślicie? Wydaje się Wam, że firmy pójdą w kierunku skrócenia czasu pracy czy prędzej zastąpią nas roboty?
Gdzieś też czytałem ze ludzie po 40 nie powinni pracować 8h bo to za duże obciążenie dla organizmu. Może zamiast skracania 8 na 6 powinien być wybór? Czemu nie! Jak ktoś chce pracować 10h to czemu mu zabraniać?