Każdego wieczoru, dokładnie w okolicach 20:00, kiedy kładziemy się z trzyletnią Anią spać mamy pewien zwyczaj. To nasza codzienna rutyna, którą powtarzamy już chyba od roku. Może i dłużej.
Po kąpieli, ząbkach, czytankach i zgaszeniu światła Ania prosi o jedną, ostatnią na dziś bajeczkę o Annice.
Annika to jej takie alter ego. To jej lepsze odzwierciedlenie. To ona, tylko odrobinę grzeczniejsza, spokojniejsza, mniej niecierpliwa. Wymyśliła Annikę moja genialna żona.
Bajka polega na tym, że…
…opowiadam jej jak Annika spędziła dziś cały swój dzień od momentu pobudki aż do zaśnięcia.
Przyznam, że strasznie mnie czasem wkurza, że muszę sobie przypomnieć co Annika, czyli Ania w ciut lepszym wydaniu, jadła na śniadanie, jak myła rano ząbki, w co się ubrała, co robiła po odebraniu z przedszkola, co później jadła, w co i z kim się bawiła, jak nadeszła Pani Nocka, która woła do snu…
Robimy skrót dnia. Przypominamy sobie z Anią najważniejsze momenty. Krok po kroku, chwila po chwili.
A po co w tym wszystkim Annika?
Annika to Ania, która w sytuacji spornej, czyli „chcę cukierki, ale nie możesz, bo nie można jeść tyle słodyczy” zamiast płakać i wymuszać przyznaje grzecznie, że ok. Rozumie, że nie można jeść już słodyczy.
To dziewczynka, która się nie złości w sytuacji, w której by mogła i nie krzyczy, wtedy, gdy inne dzieci to robią.
Mówiąc krótko. Tym opowiadaniem zastanawiamy się co tego dnia poszło nie tak i jak w idealnym świecie ten dzień mógłby wyglądać.
Czy to działa na Anię?
Myślę, że tak, bo z biegiem czasu jest raczej coraz grzeczniejszym i kochanym dzieckiem niż odwrotnie.
Po co w ogóle o tym mówię?
Nasze życie pędzi bez opamiętania, przed siebie, bez przystanku. Byle by zdążyć, byle szybciej… Tydzień jest jak jeden dzień.
Codziennie w natłoku tysięcy maili, mniej lub bardziej zaplanowanych zadań, gonimy, żeby chociaż w połowie zamknąć skrzynkę i zrobić to, czego od nas cały świat wymaga.
Najpierw spotkanie, potem telekonferencja, potem telefon, zaraz przed obiadem jakiś pożar nie do zgaszenia przez kogoś innego. I robi się piąta. Pięć minut później już szósta. Biegniesz do domu z językiem na brodzie, żeby choć resztkę czasu spędzić z rodziną, zjeść kolację, pogadać, położyć dzieci po to by zaraz obudzić się następnego dnia i znów powtórzyć ten niekończący się maraton życia.
I nie ma znaczenia jak bardzo starasz się przewidzieć dzień następny. Chaos i nagłe awarie i tak zrujnują każdy plan.
Można się od tego uwolnić?
Tak zupełnie to pewnie nie. Ale można ten ból trochę ukoić przez stałą próbę poprawiania swoich dni. Poprawiania sposobu w jaki reagujemy na stres, sposobu w jaki rozwiązujemy konflikty i nagłe awarie, sposobu w jaki w ogóle planujemy dzień.
Jest w tym wszystkim pewien problem. Będąc w pracy, w tak dużym biegu, poprawić czegokolwiek raczej się nie da.
To trochę tak jakby wierzyć, że w trakcie meczu piłki nożnej krzyczący z trybun kibice pomogli piłkarzom poprawić taktykę.
A poprawić możesz swoją pracę tylko w domu.
Dlaczego?
A gdzie Ci się najlepiej myśli? Każdy ma takie miejsce.
Sam sobie odpowiedz. Ale założę się, że są one właśnie w domu.
Dlaczego w domu?
Bo tylko w domu jesteśmy w stanie uwolnić umysł. Oderwać się od bieżących spraw i ze spokojem przemyśleć cały dzień wtedy kiedy jest już cisza… A jeśli w domu jej nie masz to wyjdź pobiegać. Ustalisz w głowie co poszło nie tak, kiedy to się stało, dlaczego tak się stało i poddać się najzwyczajniej w świecie chwili refleksji.
I wtedy dopiero możesz coś postanowić.
Postanowić, że jutro będę odrobinę bardziej asertywny. Postanowić, że jutro zaplanuję dzień zamiast liczyć na ślepy, szczęśliwy los. Postanowić, że jutro na wtóry już mail proszący o rzecz na wczoraj odpowiem „będzie jutro”, grzecznie i rzeczowo tłumacząc, że mam 8 innych przedwczorajszych spraw do dokończenia i zamiast zostawać kolejne nadgodziny, próbując uratować tonącego Titanica po raz enty po prosty wrócę do domu i zrobię to jutro.
Ale postanowić, przemyśleć, przeanalizować możesz tylko w domu. Poza pracą. Z wolnym umysłem. Wtedy jest realna szansa na prawdziwą chwilę refleksji. Wtedy kiedy Ci się naprawdę dobrze myśli. Tylko trzeba dać sobie szansę na taką chwilę.
Stworzyć sobie taką Annikę, która jest codzienne o 5% lepsza i która zastanawia się nad swoim dniem i wie, że kolejny musi być inny, lepszy niż ten dzisiejszy, bo inaczej zwariujesz.
Jakie są z tego korzyści?
Kurs e-mailowy, w którym w ciągu 7 dni poruszam 7 najważniejszych obszarów zarządzania zespołem. Dowiesz się m.in. jak wyznaczać cele, jak podnosić motywację zespołu, jak integrować zespół i budować zaangażowanie, ale też jak zadbać o siebie i swój work-life balance. Dołącz za darmo.
#1 Wymyślisz genialne rozwiązania
Problemy, które siedzą Ci gdzieś z tyłu głowy i nie masz zwyczajnie czasu nad nimi pomyśleć rozwiążą się w genialny sposób. Ale gdy uwolnisz umysł i skupisz pełną uwagę na nich choć przez głupie 5 minut. Wymyślisz super rozwiązania, na które w gwarnym jak ulu biurze byś za skarby nie wpadł.
#2 Uczysz się na błędach
Nie możesz denerwować się i wściekać przez cały dzień, a potem na wszystko machnąć ręką. Zapomnieć jak student styczniową sesję.
Właśnie te wszystko słabe momenty dnia przypomnij sobie i odpowiedz sobie na proste pytanie: „A tak właściwie to dlaczego tak się stało?”
Zrozumienie przyczyn i uświadomienie sobie, że gdzieś w tym wszystkim był błąd, czasem Twój błąd to pierwszy krok do uniknięcia tego.
#3 Pomożesz innym
Jeśli pomożesz sobie to z łatwością pomożesz też innym. Bo jeśli Ty masz z czymś problem to inni pewnie też.
Też masz pewnie takich znajomych, którzy w miarę zarabiają, ale jakoś nigdy nie mają pieniędzy. Tylko pewnie nigdy nie zastanawiają się na co właściwie wydają pieniądze. Nie zrobią analizy wydatków na koncie, kosztów stałych, które być może można obniżyć, jakiejś prostej refleksji żeby jakieś kroki podjąć.
Jak z autorefleksji zrobić zwyczaj?
Malcolm Gladwell dał nam zasadę 10 000 godzin. Według niego tyle czasu potrzeba, żeby stać się w czymś doskonałym.
Ale tu zapewniam, że nie ma potrzeby aż tak długiego treningu. Mnie tej refleksji nauczyło 3-letnie dziecko. Jak Ty możesz się tego nauczyć?
#1 Zacznij od jednej, małej rzeczy dziennie
Przed pójściem spać, tuż po tym jak gasisz światło i kładziesz się w wygodnym i ciepłym łóżku pomyśl o jednej rzeczy, która dziś wybitnie Cię wkurzyła.
Zadaj sobie 5 razy pytanie „Dlaczego?”.
Dlaczego tak naprawdę to się stało? I wymyśl jeden sposób, żeby tego uniknąć jutro.
#2 Ustal ten sam czas, miejsce i godzinę
Jeśli „tuż przed snem” nie jest dla Ciebie najlepszym momentem to ustal sobie codzienne tę samą godzinę i miejsce. Codziennie o 22.15 wychodzę na chwilę, żeby pomyśleć i zaplanować kolejny dzień. Choćby nie wiem co się działo. Możesz to połączyć z jakimiś ćwiczeniami.
Łatwiej to będzie wytłumaczyć innym :)
#3 Napisz o tym
Jedni lubią się odkrywać i pisać o swoich sukcesach, porażkach, przemyśleniach na fb. Ale jeśli Ci to nie pasuje to po prostu zapisuj codziennie notatki w telefonie albo notatniku. Załóż sobie mini dziennik, w którym tę jedną rzecz, jedno postanowienie z każdego dnia będziesz mieć gdzieś zanotowane.
Nie zapomnisz.
Co dalej?
Przetestuj.
Do perfekcji, do poprawy dąży się się przez ciągłe testy. Pierwsza żarówka zapaliła się przecież po tysiącach nieudanych prób. Ale gdyby tych prób nie było to pewnie dalej oświetlalibyśmy domy zapalonym chrustem.
Odpowiedz